poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 8

od autorki : Dokładne 2275 słów ! Chyba nie jest tak źle, co ? Przepraszam was jedno.. za to że musieliście tyle czekać ! Prawie dwa miesiące ! Wiem, jestem okropna i baardzo was za to przepraszam i obiecuje poprawę ! Następny rozdział pojawi się do końca miesiąca :) Przypominam też o opcji 'Wersja na tumblr' przez co automatycznie wejdziecie na mój tm, gdzie między innymi możecie się ze mną skontaktować, bądź przeczytać inne moje historie, to by było na tyle.. Paaa xxx
Dedykacja dla anonimka ;) 


28 marca 2013

Ciepłe promienie słoneczne otulały moją twarz, powodując tym samym że pomału się wybudzałam. Lekki uśmiech wstąpił na moje usta, kiedy do moich nozdrzy dotarł wspaniały zapach naleśników, których Lou był mistrzem przyrządzania. Uchyliłam lekko powieki i ziewając podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej, w tym samym momencie zadzwonił budzik, którego melodyjka jak zawsze mnie rozbawiła. Wyłączyłam budzik i stając bosymi stopami na drewnianej posadce, udałam się w kierunku schodów. Wraz z każdym pokonywanym schodkiem, cudny zapach stawał się coraz to intensywniejszy. Stanęłam za jedną z ogromnych kolumn z zamiarem wystraszenia Lou, jednak mój brzuch miał inny plan
-Ktoś tu jest głodny! – zaśmiał się Louis, kiedy z mojego brzucha wydobył się odgłos świadczący o narastającym głodzie
-Nie, skądże ! - odpowiedziałam, pobłażliwie machając dłonią, co spowodowało, że śmiech szatyna się zwiększył o kilka decybeli – dobra, dość tych ceregieli. Kiedy jedzonko ? Brzusio jest głodny.. - spojrzałam na niego z miną zbitego psa, co on zignorował, nie udzielając mi odpowiedzi – Loueeh ! Pytałam się o coś ! - zbuntowałam się, krzyżując dłonie na piersiach, jednak ciągle utrzymując rozbawioną postawę
-Proszę madame ! Z dżemem truskawkowo-waniliowym jak lubisz. - uśmiechnął się lekko w moją stronę po czym postawił tuż przez moim nosem, kilka przepięknie wyglądających naleśników. - a na kolacje, będą naleśniki z grzybami – zakomunikował, sam zabierając się za konsumpcje.
-Mój wybawca ! - wykrzyknęłam, idąc w jego ślady. Uwielbiam naleśniki, zawsze przypominały mi one babcię od strony taty, zawsze kiedy do niej przyjeżdżaliśmy częstowała mnie jednym z swoich wyśmienitych cudów z grzybami.
- Chloe.. – odchrząknął
-Tak ? - spytałam delikatnie przygryzając wargę
-Jesteś tu.. brudna – szepnął wskazując dłonią miejsce tuż nad swoją górną wargą, zaśmiał się po chwili, kiedy nie udolnie próbowałam zlizać niechciany dżem znad mojej wargi, z skutkiem co najmniej nie zadowalającym – Pozwól że ja to zrobię – szepnął całując mnie delikatnie w usta. Oblizał delikatnie moje wargi, aby chwilę potem lekko zagryźć moją dolną dolną wargę i ją zassać
-Jasna cholera ! - warknął Lou, kiedy do naszych uszu dotarł dźwięk z domofonu, wstaję od stołu śmiejąc w wniebogłosy widząc, jakie zdenerwowanie wywołało u chłopaka przerwanie naszego pocałunku.
-Idź otwórz, a ja tu posprzątam – zarządziłam, klepiąc Lou w tyłek. Szatyn wywrócił oczy i kręcąc zachęcająco tyłkiem ruszył ku drzwiom głównym.
Ja za to pozbierałam jeszcze zdolne do jedzenia produkty, po czym schowałam je do lodówki, resztki wyrzuciłam do śmieci, naczynia i sztućce do zmywarki, powycieram jeszcze tylko stół wilgotną szmatką i uśmiechnęłam się triumfalnie widząc jaki porządek udało mi się uzyskać.
Kiedy do moich uszu dotarł głos Liama i Lou z holu, zmarszczyłam czoło i udałam się w kierunku głosów. Oparłam się o jedną ze ścian z niepokojem w duszy, obserwowałam ich wymianę zdań, ściszonym głosem
-Louis ! - krzyknęłam kiedy chłopak wymierzył cios w stronę Liama, ten upadł na ziemię jęcząc cicho z bólu
Tommo spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Louis, wyjdź proszę z tego pomieszczenia – warknęłam, zabijając go wzrokiem, sama szybko pobiegłam do lodówki, z której wyjęłam worek z lodem
-Chciałem tylko o mieszkaniu pogadać,a ten chuj mnie uderzył – wycharczał Liam przykładając lód do oka
-Liam! - upomniałam go
-Przepraszam, ale on...
-Żadnych 'ale', po 16 wpadnę do ciebie i to obgadamy – ucięłam, a on bez słowa wyszedł.
Z głośnym westchnięciem udałam się na górną część domu z zamiarem przygotowania do pracy, piękny początek dnia, nie ma co.
-Chloe, ja.. - zaczął Lou podchodząc do mnie
- Sweety, nie mam czasu za godzinę mam spotkanie, a jestem w proszku.
-Mogę ci jakoś pomóc ? - spytał
-Pomóc ? niby w czym - zakpiłam – Albo wiesz co ? Daj mi święty spokój, a bynajmniej przez najbliższe godziny, bo cię zabiję – powiedziałam na jednym wdechu, widząc jego ogromne zdziwienie udałam się do garderoby
-Zmieniłaś się – usłyszałam tylko za sobą
-Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedziałam mu w myślach

*

Siedzę sam w mieszkaniu, jedząc płatki z mlekiem i spoglądając na krótką wiadomość, jaką pozostawił mi Liam na stole 'Z kochanie, musiałem wyjść coś załatwić, wrócę po 11, kocham – Liam xx'
-Ciekawe co załatwić – mruknąłem, chwytając w dłoń kartkę i zgniatając ją w kulkę, wyrzuciłem ją przez otwarte okno naprzeciw mnie. Wiecznie go nie ma, wiecznie coś. Czemu on mi to robi ? Dlaczego, kurwa ?!
Obracam się na pięcie i kieruje na sypialni. Zasiadam na łóżku, ręce wsadzając w włosy, które powoli ciągnę. Kilka łez spływa po moim policzku, w głowie cała wojna myśli, nie pozwala mi się na niczym skupić. Liam za królował w moim umyśle i raczej na pewno nie myślał o z rezygnowaniu z pełnionej funkcji. Czując bezsilność przeszywającą mnie na wskroś bezsilność chwytam w dłonie długopis i kartkę.
Piszę kilka pierwszych słów na kartce, tworząc ze swych uczuć piosenkę, piosenkę o tym jakim zabójczym narkotykiem Liam James Payne dla mnie jest.
I can’t stay here in this place,
Slowly freaking out, I’m slowly freaking out.
I can’t be
You’re addictive.
I’m slowly freaking out, I’m slowly freaking out
And out and out again.
Enigmatic, so close, static
This feeling I can’t shake.
But just remember that I want you
My will can never break.

-Zayn ? Jesteś tu ? - słyszę jego głos, przez co podskakuję i szybko chowam tekst do jednej z moich torb, koło szafy
-Jestem w sypialni ! - wołam, przywołując szeroki uśmiech na usta – co ci się stało ? - pytam zauważając wielką fioletową gulę pod jego lewym okiem
-Ten koleś.. przed którym ostatnim razem broniłem Danielle, mnie spotkał i uznał, że musi mi ostatni raz przypieprzyć – odpowiada niewzruszony
-Trzeba to jakoś.. zgłosić, albo coś ! - krzyczę zszokowany, a Liam macha tylko na mnie ręką
-Nie martw się, koleś się nauczył, że mnie się nie biję – śmieje się lekko, całując mnie w policzek – Współczuję tylko makijażystce, która będzie musiała to ukryć na jutrzejszą sesje – dodaje robiąc zmartwioną minę
-Liam ? - spogląda na mnie – Na pewno wszystko dobrze ? - upewniam się
-Na pewno, Z ! Nie martw się o mnie misiaczku – rzuca, przytulając mnie z całych sił
Parę minut później siedzimy razem przy stule, a szatyn konsumuje śniadanie, opowiadając mi przeróżne kawały. Jego zachowanie.. jest dziwne, mimo tego że nie wykazuje żadnych znaków, by kłamał to coś w środku mi mówi że tak właśnie się dzieje – Liam próbuje mnie okłamać, mydląc mi oczy jakimś tandetnym kłamstwem
-Po czwartej ma wpaść Chloe, mamy uzgodnić jakieś sprawy z mieszkaniem – rzuca lekko, wgryzając się w kanapkę kiwam lekko głową dając mu do zrozumienia, że dotarła do mnie ta informacja. - A co powiesz, aby dziś wieczorem..
-Mam plany, wybacz – kłamię, widzę wyraźny smutek na jego twarzy no, ale 'Jak Kuba bogu, tak bóg Kubie'.

*

Praca, praca, praca. Tak długo się ubiegałam, starałam, tak długo marzyłam, aby być tu gdzie właśnie jestem.. i co ? Teraz siedzę za moim biurkiem, zastanawiając się po co mi to było. Przecież mogłam bym pracować u taty w jego firmie jubilerskiej, która słynie na cały świat, byłam bym tak kimś tam, może nawet nie musiałam bym pracować, a pełniłam bym tylko funkcję 'ozdoby', która chwaliła by się wyrobami Key'ów na cały świat. Wystawne bankiety, czerwone dywany, cóż to dla mojego taty.. ale nie ! Mi się zachciało wyjechania z Irlandii i na własną rękę osiągnięcie sukcesu ! Teraz muszę użalać się z projektantami i stylistami, którzy mają się za bogów, szczerząc się przy tym jak głupi do sera, udając że ich zachcianki mnie nie wkurwiają, a nawet interesują. 
Wypełniałam kolejne zaległe papierzyska, kiedy to tuż przede mną zaledwie kilkanaście metrów dalej, stał osobnik, który działał mi niebywale na nerwy w dodatku żartując jak gdyby nic z moją ekipą.
-Lou ? A ty nie masz przypadkiem sesji ? - pytam z przesadnym opanowaniem. Szatyn spogląda na mnie spod łba, marszcząc brwi
-Modelka się spóźnia – odpowiada chwytając w dłoń kolejnego pączka
- CO? - krzyczę wstając i chwytając w dłoń telefon – Dziewczynko, masz tu być za pięć minut, bo jak nie to możesz już się pożegnać z pracą ! - wydzieram się do urządzenia, ignorując zdziwione spojrzenia współpracowników
- Prze.. przepraszam, był wypadek i przez pół godziny nie dało się przejechać – wydukał ktoś za moimi plecami.
Obróciłam się na pięcie zauważając modelkę, tą samą która właśnie opieprzyłam, wzięłam głęboki oddech po czym odezwałam się
-Dobrze, nic się nie stało, a teraz proszę bierzcie się do roboty – odpowiedziałam już znacznie spokojniej, powracając do roboty papierkowej, starając się nie zadźgać nikogo z nich, na przykład nożyczkami.
Maddi spoglądała na mnie co chwilę z zatroskaną miną, a na co ja machałam tylko ręką.
Przejechałam po karku widząc ogromny stos papierków, który jeszcze na mnie czekał; tu podpis, tu kilka słów, tam kilka krzyżyków, podpis i tak w kółko. Z ręką na sercu muszę przyznać że do roboty biurowej się nie nadaję z pewnością. Upiłam kilka łyków kawy, mając nadzieję, że choć ona pomoże mi powrócić to mojego humoru, sprzed wizyty Liama, jednak miliłam się, jednym plusem było to, że chociaż w większym stopniu zaczęłam funkcjonować normalniej. Kiedy wybiła godzina 15.45 wyszłam, oznajmiając że mam 'parę spaw do załatwienia', wszyscy grzecznie mi przytaknęli, a ja z czystym sumieniem mogłam udać się na spotkanie z Li
-Pójdę z tobą ! - krzyknął za mną Lou, ja prychnęłam
- I znowu mu przepieprzysz ? - warknęłam, spoglądając na niego
-Chlo.. to nie tak.. ja nie chciałem.. samo tak wyszło.. - bronił się
-Właśnie. Wyszło.
-To co, mogę ?
-Idę sama, część.

*
Pięć po czwartej dotarło do moich uszu pukanie, więc uśmiechnięty ruszyłem otworzyć naszemu gościowi
-Chloe ! Przecież masz jeszcze zapasowe kluczę. - zaśmiałem się, witając ją uściskiem
-Już nie – odparła wkładając mi do dłoni plik kluczy, wywróciłem teatralnie oczami i gestem dłoni wpuściłem ją do środka. Dziewczyna niepewnym krokiem ruszyła w głąb przedpokoju szukając (zapewne) Liama
-Jest w salonie – informuję ją, za co dziękuję mi szerokim uśmiechem.
Zamykam drzwi, odwieszam kluczę i równie wolnym krokiem kieruję się do salonu. Zasiadam na jednym z krzeseł przy stole, obserwując jak Chloe i Liam wymieniają się ze sobą spojrzeniami
- Kto zatrzymuje mieszkanie ? Bo jak na razie jest nasze wspólne, a myślę, że aktualnie lepiej by było, aby miało je tylko jedno z nas – zaczyna mój chłopak, mówiąc głosem urzędnika, a mnie przechodzą ciarki i przypominają się czasy młodość, kiedy to nie jednokrotnie byłem wydalany ze szkoły.
-Ty. - odpowiada krótko Chloe. A mi w głowie kołacze się jedna myśl.. czemu czuje się jak podczas sprawy rozwodowej?
-Emm... to ten może.. - plącze się szatyn, dłonią drapiąc się po głowie
- Liam.. - dziewczyna wyciąga z torby jakieś papiery, którymi zaczyna machać Li przed nosem – Jeśli podpiszemy te papiery, te mieszkanie, zostanie się w stu procentach twoją własnością.. Spisał je mój prawnik, ale jeśli chcesz, możesz to je sprawdzić – informuje, kładąc dokumenty na stole. Payne, wpatruje się w nią przez kilka minut po czym podpisuje dokumenty
-Ufam ci. - Liam uśmiecha się lekko w stronę Key oddając jej papieru -Jutro przefaksuj mi kopie, dobrze – dodaje
-Jasne – odpowiada, a Liam wychodzi z pokoju pod pretekstem telefonu, który musi wykonać
W pokoju pozostaję sam z dziewczyną, która konsekwentnie pakuje swoje rzeczy do dizajnerskiej torby, po czym wstaje i ściska mnie lekko w ramach pożegnania
-Chloe.. a dlaczego się wyprowadziłaś tak nagle ? - pytam, sam bojąc się odpowiedzi
- I po co się pytasz ? I tak się nie dowiesz – rzuca z chytrym uśmieszkiem
-Coś insynuujesz ? - mówię z przymrużonym okiem
-Nie, nie. Okey, Malik trzymaj się – śmiejąc się żegna mnie i w (prawie) podskokach opuszcza mieszkanie


Przemęczony opadam na kanapę przed wielkim telewizorem, który załączam. W tym też momencie dociera do mnie fakt, że przecież mam na dziś wieczór plany. Pluję sobie w twarz, stwierdzając że już nigdy więcej nie będę kłamać